piątek, 1 stycznia 2010

Autor: filozof-myśliciel

Wstęp.

Opowieść ta mam nadzieje że będzie fajna i zaciekawi wiele młodych pokoleń.
Mam nadzieje że poczujecie magię miłości. Czytajcie radośnie i z uśmiechem na twarzy.



NIESPEŁNIONA MIŁOŚĆ

Pisze sobie o miłości lecz czy można pisać tak mało o niej wiedząc? Ale co tam zaryzykuje. Przejdźmy więc do tej historii miłosnej. Opowieść ta jest o zakochanej dziewczynie imieniem Karolina. Karolina mieszkała sama lecz prawie nigdy nie była sama. Zawsze ktoś był w pobliżu. Była osobą bardzo towarzyską i przyjazną. Każdy kto ją poznał był mile zaskoczony. Jej pozytywne nastawienie do świata i ludzi było tak wielkie że kto zbliżał się do niej stawał się taki jak ona. Pełen tej niezwykłej energii odpływał. Każdy oprócz jednej osoby ale o tym później. Karolina starała się być dobrym człowiekiem. Pracowała w firmie, którą sama powołała do życia. Kierowała nią bardzo sprawnie i jej firma rozwijała się w niezwykłym tempie. Karolina lubiła wiele rzeczy i wiele osób. Jeździła na imprezy do przyjaciół, pływała, zapisała się na kurs tańca towarzyskiego, lubiła także bardzo patrzeć w niebo i skakać na dyskotece. Jednak często była także samotna. Marzyła o kimś kto by zmienił jej życie na lepsze. Nie skarżyła się bo w końcu miała wiele. Rodzinę, pracę jaką zawsze chciała wykonywać, własny dom Ale chciała przeżyć miłość i mieć kogoś bardzo bliskiego. Kogoś takiego o kim czyta się w książkach i ogląda w filmach. Lecz nigdy nie miała tej przyjemności by poznać go. Nie żeby nie znała chłopców ale nikt jakoś dłużej nie pozostał w jej sercu a może po prostu jeszcze nie wpadła na tego co trzeba. Jednak wreszcie pewnego dnia spotkała go. Nie zgadniecie gdzie. Była to ulica w dużym mieście. Szła wtedy do swojej firmy i nagle on na nią wpadł. Wypadła mu teczka i zaczął ją przepraszać. Ona natomiast zaprosiła go na śniadanie mówiąc że jeszcze dziś nic nie jadła i zaprosiła go do swojej firmy , do swojego biura. Ona był wysokim i przystojnym brunetem w wieku 29 lat.
Jak się potem okazało był on nowym pracownikiem w jej firmie. Rozmowa tych dwojga była zajmująca i nawiązująca przyjaźń. Karolina nigdy przedtem nie poznała w ten sposób nowej osoby w swoim życiu . Każdy sposób dobry i były to różne miejsca , sytuacje. Raz poznała kogoś w autobusie , innym razem w kinie lub na dyskotece. Wiele osób poznała w pracy , na różnych przyjęciach oraz wyjazdach służbowych. Wiele też na wakacjach czy urlopie w przeróżnych miejscach. Więc ten dżentelmen nie był
pierwszą osobą w jej życiu i nie ostatnią. Lecz właśnie on po wielu miesiącach zdobył jej serce. Imię jego brzmi w jej ustach i myślach bardzo często od pewnej chwili. Karol bo tak właśnie się nazywa główny bohater , o którym mowa także pokochał Ewę. Karol to imię człowieka, którego osobiście nie znałem lecz znał go cały świat i myślę że wiecie już o kogo mi chodzi. Choć już odszedł ja mam dla niego wielki szacunek i dlatego użyłem tego imienia w tej książce.
Ciąg dalszy nastąpi.

OPOWIEŚĆ O MAGU

Od autora? No tak ja nim jestem a więc to takie opowiadanie, bajka pisana nie dawno przeze mnie. Poczytajcie jak chcecie. Po przeczytaniu Władcy pierścieni chciałem napisać coś podobnego a jednocześnie coś tak wciągającego jak Harry potter. Jest to dopiero parę stron to nie wielka część z tego co jeszcze powstanie.


Był letni poranek. W pierwszej chwili człowiek, który podszedł do okna nie był pewny. Miał przeczucie. Jego wiedza i doświadczenie były wielkie, ale najbardziej ufał intuicji. W ostatniej chwili odskoczył od okna. Przeczucie okazało się słuszne. To był atak złych czarodziei. Całe okno pojawiło się w ogniu. Już po chwili nie było po nim śladu. Gdy uf człowiek wytężył swe zmysły, skupił się na tym, co ma za chwilę zrobić. Ogień zgasł pod jego rozkazem. Przewidywał, że będzie to nieudany dzień. Ponieważ zniszczenie złych nie było do końca dobre. Niestety tych trzech było za bardzo pochłoniętych złą mocą. Nawet nie chcieli rozmawiać. Walka rozpoczęła się, gdy tylko przybyli. Byli oni dość mocni w swych czarach, jednak ich wróg był zawsze gotowy. Nie lekceważył żadnego przeciwnika, choć czuł, że ich zdolności są zbyt małe. Walka była zacięta. Atak po ataku. Płonące okno było pierwszym. Gdy człowiek o imieniu Harmag wyskoczył z chatki już był kolejny. Tym razem lód. Na końcu ziemia. Harmag już w momencie, gdy kończył z ogniem wiedział jak zadziała. Trzech osobników zostało zatrzymanych w czasie. Harmag nazywał to zamrożeniem. Wszyscy trzej czarodzieje nie byli w stanie zabić Harmaga, a nawet go zadrasnąć. Człowiek zdejmując zaklęcie po upływie połowy dnia pozwolił im jeszcze raz podjąć decyzję. Byli oni dość zdziwieni patrząc przez ciemność nocy na swego wroga. Wroga tak bardzo potężnego, że nie byliby sobie w stanie tego wyobrazić. Zdziwieni tym, co się stało myśleli. Wszyscy atakowali go. Każdy swoją magią, a potem zobaczyli go w innym miejscu. Sami też byli w innym miejscu. Wcześniej dwóch było w powietrzu i tylko jeden na ziemi. Teraz wszyscy trzej byli przed nim w chatce. Jadł on coś. Czekał aż coś powiedzą. Wreszcie jeden z nich przemówił-Jestem Brąz i moja magia to ziemia i skały. To moi towarzysze, którzy pomogą mi cię pokonać. Człowiek nadal nic nie mówił. Gdy skończył jeść coś, co wyglądało na jakieś ziarna podszedł do trzech ZŁYCH. Spojrzał na wszystkich każdemu przypatrując się przez parę sekund. Po chwili powiedział – możecie spróbować mnie pokonać. Jednak nie uda wam się to. Moglibyście spróbować uczyć się ode mnie. Dwóch czarodziei było innego zdania i nic nie odpowiedzieli. Trzeci, Lucjusz zaczął się zastanawiać. Na razie postanowił go nie atakować i pozostać z nim. Może czegoś się nauczy. Może odkryje jego słabe strony i wtedy go zabije. Harmag wyszedł z chatki i czekał na swych gości. Dwóch już łączyło się w kontakcie umysłowym. Brąz myślał-ja atakuje pierwszy ty drugi. I tak się stało najpierw ziemia zadrżała i całe dwa metry skały z czterech stron świata leciało w stronę Harmaga. Następnie ostrze lodu, ale mag był już w innym miejscu. Człowiek ten był dla nich nie tylko za szybki, ale także większą moc, inteligencje, doświadczenie a przede wszystkim intuicję. Harmag znów rzucił czar bezgłośnie. Dwóch czarodziei niebyło zdolnych do dalszej walki. Stali nieruchomo na ziemi i nie ruszali się. Lucjusz natomiast czekał. Człowiek spytał-no i jak idziesz ze mną czy też myślisz jak oni. Lucjusz odpowiedział – Idę z tobą, mam ochotę na nową wiedzę i nowe czary. Chcę tak jak ty rzucać czary i zaklęcia. Jesteś wielkim magiem i chcę się od ciebie uczyć. Harmag- Dobrze, ale musisz wiedzieć, że moja nauka może cię nudzić. Po drugie uczę tylko tych, którzy czynią dobro. Lucjusz-więc będziesz mnie uczyć czy nie? HARMAG odpowiedział-Tak, choć ze mną. Obaj poszli w kierunku północy. Ich szare płaszcze łopotały na wietrze. Szli wiele czasu, aż wreszcie zatrzymali się w środku lasu. Harmag – tu odpoczniemy. Dobrze, ale powiedz mi, na czym polega twoja nauka.-LUCJUSZ- Jak na razie cały czas idziemy i nic poza tym. Gdzie idziemy? HARMAG nie odrazu powiedział, ale po chwili zaczął-Wszystkiego się dowiesz w odpowiednim czasie. Teraz mogę ci powiedzieć tylko tyle, jesteś nie cierpliwy. To jest pierwsza nauka, lekcja, którą możesz zapamiętać.
Po chwili Harmag zaczął iść dalej. Najpierw jednak skoczył w górę i zaczął delikatnie opadać. Skok ten był na wysokości pięciu drzew, czyli około pięciuset metrów. Obaj czarodzieje szli przez las, gdy nagle z krzaków wyskoczył człowiek. Był wysoki, a w ręku trzymał miecz. Podszedł do Harmaga i przywitał się z nim. Widać było, że byli przyjaciółmi. Lucjusz czekał cierpliwie. Człowiek i przybysz zaczęli iść. Następnie biegli, wreszcie szybowali nad wierzchołkami drzew. Lucjusz tuż za nimi. Wreszcie, gdy las zmienił się z dużych iglastych drzew na mniejsze zniżyli lot i znów biegli. Zatrzymali się na końcu lasu. Pierwsza próba odbędzie się tutaj-powiedział Harmag. Lucjusz pyta -Jaka próba? Harmag podszedł do swego ucznia i powiedział-Poznaj mojego przyjaciela i wielkiego wojownika. Oto Bratmir człowiek lasu. Zmierzysz się z nim na siłę koncentracji. LUCJUSZ-Na, czym to polega? HARMAG-Patrz i ucz się. –Powiedział wskazując swego brata. BRATMIR usiadł na kamieniu po turecku i medytował. Rozumiem-powiedział LUCJUSZ-mam to samo wykonać. Tak, ale dłużej od niego-poinformował HARMAG. Mijały sekundy, minuty, godziny. Po sześciu godzinach Lucjusz był bardzo zmęczony. Bardziej jednak to go nudziło niż męczyło, dlatego też wstał. HARMAG i BRATMIR także wstali. Lucjusz powiedział –na pewno wiesz, dlaczego wstałem i przerwałem medytacje. Tak wiem-HARMAG. Bratmir po raz pierwszy przemówił-Wiele jednak zyskałeś. Chociaż cię to nudziło wytrzymałeś bardzo długo. Niewiele ludzi, wojowników czy magów tak długo skupić się na czymś. To bardzo ważna umiejętność, która nieraz może ci się przydać. Lucjusz wysłuchał wszystkiego i przemówił-Tak, też tak myślę. Dziękuję wam za tę naukę. HARMAG przemówił-No dobrze, a teraz jedzmy coś. Trzeba pokrzepić nie tylko dusze, ale też ciało byśmy mogli iść dalej. HARMAG wyjął ziarna, które już wcześniej jadł. LUCJUSZ zapytał-Co to za posiłek? Czy mogę spróbować? Jestem pewien, że nie są to zwykłe ziarna. Tak-odpowiedział mu mag-nie są zwykłe, są niezwykłe. Mają moc, ale niestety jeszcze nie możesz ich spróbować. Co to znaczy jeszcze?- Zapytał uczeń Lucjusz. Ano jeszcze nie.-Harmag przegryzł jedno ziarenko i schował resztę.-Jeszcze nie jesteś gotów. Nie wchłoniesz tyle energii. Musisz się do tego przygotować, inaczej byś zginął. Energia, która jest w ziarnach pochłonęłaby twoją. Ponieważ ty nie jesteś jeszcze wstanie pomieścić tak dużej mocy. Nawet jednego ziarna?- Zapytał uczeń. Niestety, ale nie-Harmag powiedział-nawet jedno ma moc większą od twojej. Tak, tak-przemówił Bratmir-słuchaj swojego nauczyciela. Lucjusz wziął kawałek kamienia, który leżał przy nim. Nagle zamiast kamienia w ręku czarodzieja pojawił się chleb. Machnął ręką i w drugiej ręce pojawił się kamień, z którego powstał napój w butelce. Wszyscy się posilili i rozpoczęli podróż. Podróż ta była krótka. Znów zatrzymali się w lesie. Tym razem był to las zaczarowany. Magię czuło się w kościach już 1 km przed wejściem do lasu. Zatrzymali się na pięknej polanie, zielonej i otoczonej dookoła drzewami. Harmag zatrzymał się i podniósł jakiś kamień leżący na ziemi. Harmag-Podejdź Lucjuszu, przejdziemy teraz do innego miejsca. Bardzo stąd odległego, lecz ten kamień teleportuje nas tam w jedną chwilę. Lucjusz podszedł do swojego nauczyciela i dotknął kamienia. Wiedział jak działają kamienie teleportacji. Uczył się kiedyś tego, gdy jego ojciec jeszcze żył. To on zaczął jego naukę, jego pierwsze kroki w czarach. Trzech ludzi nagle znikneło w środku lasu. Harmag wymówił zaklęcie, hasło tego kamienia i teleportowali się w inne miejsce na świecie. Było to miejsce wysoko osadzone, ponieważ było na wieży. Było bardzo jasno a przez przejrzyste powietrze promienie słońca oświetlały i grzały trzech osobników na wieży. Wieża ta osadzona była w wielkim zamku. Jednak z tąd jeszcze Lucjusz nie mógł wiedzieć gdzie jest. Dopiero po zejściu schodami ujrzał ogromny zamek, a może miasto w objęciach muru. Mury te były z kamienia tak twardego, że żadna machina wojenna nie byłaby wstanie ich zniszczyć. Kamienie było przecież zrobione przez wielkich czarodziei, którzy tu mieszkają. Magia ich stworzyła kamień magiczny i nikt nie mógł próbować zaatakować tego miasta. Było to miasto zwane KAMIAN. Mag oraz Lucjusz szli dalej prosto natomiast Bratmir skręcił w prawo w jakąś uliczkę. Gdzie on poszedł?- Zapytał Lucjusz. Szli oni prostą aleją aż do drzwi,które były w małej chatce. Niedługo wróci poszedł załatwić pewną sprawę.-Sprawę dla mnie i dla ciebie bardzo ważną. Wkrótce okaże się jak bardzo, ale teraz wejdźmy tutaj a opowiem ci coś o sobie. Chociaż na pewno już coś o mnie wiesz. Nie tylko z informacji, które ci udzielili inni ludzie, ale także z – nie zdążył dokończyć, ponieważ Lucjusz zakończył za niego-ale także z obserwacji podczas podróży z tobą. Zgadza się!- Krzyknął uradowany z bystrości umysłu swego ucznia Harmag. Wchodząc do chatki człowiek powiedział- Tak właśnie tak postępuj. Każda rzecz, czy ważna czy nie, ale zaobserwowana, zapamiętana to ważna nauka. Jest to doświadczenie, które może być bardzo przydatne, lub nie. Jednak tylko ty decydujesz o tym czy chcesz to wiedzieć czy nie. Obaj usiedli w miłym nastroju na wygodnych fotelach. Byli w dziwnym pomieszczeniu. Były tu tylko 4 fotele a po środku stół. Nic więcej oprócz 4 ścian, drzwi, okien, sufitu i podłogi. Zacznę swą opowieść już teraz zanim wrócą nasi przyjaciele-Harmag wypowiedział te słowa i czekał. Lucjusz bardzo chciał zadać wiele pytań już wtedy, gdy byli na wieży- Jednak był cierpliwy, lecz teraz nie wytrzymał. Przemówił-wiedziałem, że wreszcie pozwolisz mi zadać pytania, które mnie nurtują. Harmag kiwnął głową na znak zgody, przesłał także myśl-Tak pytaj. Teraz już możesz. Lucjusz wreszcie mógł zapytać go i zaczął szybko-Jak to możliwe, że ty wielki mag i czarodziej, który pokonał tyle przeszkód zaufał mi? Harmag- Tak wiele przeszkód jednak nie wszystkie. Raczej wiele czarodzieji powinieneś powiedzieć czy dużo potworów. Tak zaufałem ci, ale pod dużym wpływem przepowiedni. Lucjusz pytał wciąż-Jak to możliwe? Przecież, gdy teraz i już wcześniej czytałeś myśli moje jak mogłeś tak ryzykować. Wprowadziłeś do miasta Kamian mnie wroga. Kamian jest miastem dobrych magów i wojowników i przeciwieństwem miasta Czarawa, z którego ja pochodzę. Więc jak możesz wprowadzać do tego miejsca Złego. Jestem pewien, że znasz cel każdego czarodzieja, który jest z miasta Złych z miasta Czarawa. Tak, tak. Jestem pewien, że teraz spróbujesz mnie uwięzić. Czyż nie tak? Lucjusz był zdenerwowany, lecz nieustępliwy. Nie bał się jednak czuł, coś, co wyglądało na przejęcie. Harmag był spokojny, ale wyczuwał, co się dzieje z jego nowym uczniem. Powiedział jak zwykle głosem dźwięcznym-Oj Lucjuszu. Pamiętaj ja zaufałem nie tylko tobie, lecz także przepowiedni, którą wyczytali magowie tej ziemi. Jeśli ja zaufałem tobie teraz ty zaufaj mi. Jestem pewien, że będziesz jeszcze miał wiele wątpliwości, lecz już dziś mówię ci, że możesz stać się taki jak ja. Możesz być dobry. Mam nadzieje, że będziesz mógł zobaczyć przepowiednie przeznaczoną dla ciebie. Lucjusz był zaskoczony, ale wiedział, że wszystko jest możliwe. Wiedział dużo o Harmagu o jego dziełach, zwycięstwach, technice walki. Jednak dopiero teraz wiedział więcej niż kiedykolwiek. Wiedział, że musi wiele się nauczyć. Wszystko było możliwe. Wiedzę, którą posiadał Harmag mógł różnie wykorzystać. Różne myśli miał Lucjusz jednak nie spodziewał się takiej odpowiedzi od tego człowieka. Od człowieka, którego miał zniszczyć. Teraz jednak chciał być kimś innym. Chciał się uczyć od swego wielkiego mistrza. Dobrze-Harmag zaczął swą opowieść-Wiele wiesz o mnie, ale tego na pewno nie. Będzie to opowieść o człowieku, który był słaby a teraz siedzi przed tobą. O człowieku, który tak jak ty nie wierzył w wiele rzeczy. Ja nie wierzyłem w siebie, w swoje możliwości. Byłem wtedy bardzo młody i bardzo niecierpliwy. Zmieniło się to wkrótce, gdy spotkałem swego mistrza. Swego przyjaciela bardzo mądrego. Leczył on wiele osób. Uleczył także i mnie. Wkrótce dowiesz się jak to jest mieć przyjaciela, który zawsze ci pomoże. Wróćmy do mojej opowieści. Pewnego dnia uczyłem się jak znaleźć w sobie moc, która drzemie w każdym z nas. Wciąż nie mogłem pojąć jak inni to robią. Moi rówieśnicy rzucali zaklęcia ja niestety nie. Byłem wtedy w wieku 16 lat. Przez cały rok nie mogłem znaleźć swej mocy. Traciłem wiarę czy w ogóle gdzieś ona jest. Dlatego też coraz bardziej byłem przygnębiony. Gdy miałem 17 lat wstałem o świcie i znów nic nie czułem. Poszedłem na spacer i zobaczyłem piękny wschód słońca. Przechodził koło mnie jakiś staruszek i zobaczył mnie. Zobaczył, że jestem zadowolony z tak pięknego widoku i powiedział-Witaj młodzieńcze. Masz w sobie dużą moc. Wtedy nagle poczułem moc, która emanował od starca. Wiedziałem jak szukać swej mocy. Była zemną cały czas. Musiałem mieć tylko wiarę i innego człowieka, który posiadałby podobną, lecz pod pewnym względem identyczną moc. Siedzieli tak jeszcze jedną chwilę, gdy do chatki wsiadł Bratmir. Był zadowolony i przemówił – Załatwiłem, wszystko gotowe. Harmag – Dobrze, zaraz pójdziemy. Trzeba cię poinformować gdzie idziemy Lucjuszu. Nagle usłyszeli granie rogów. Inne dźwięki słyszeli już mieszkańcy już wcześniej. Były to dźwięki, które ostrzegają prze wejściem kogoś obcego do miasta. W tej samej chwili, gdy Harmag przybył z Lucjuszem na miejsce teleportu w mieście stare czary zaczęły działać. Były to dźwięki rogów oznajmiających przybycie gości do miasta. Tymi gośćmi byli Harmag, a raczej tylko Lucjusz. Ponieważ tylko on nie był z tąd. Harmag wszystko to powiedział Lucjuszowi. Wszyscy zaczęli wychodzić z chatki, która jak jedyna w tym mieście był inna. Zobaczyli na niebie różne kolory. Mieniło się wszystkimi barwami. To bardzo stare czary tego miasta-wyjaśnił Harmag patrząc w górę a potem na Lucjusz i przemówił-Ktoś próbuje dostać się do tego miast, lecz nie zna hasła a także jest zły. Lucjusz-Myślisz, że to moi ludzi, z którymi poradziłeś sobie? Nie sądzę, aby to byli oni. Nie wyczułem z nimi żadnej myśli żadnego kontaktu od rozłączenia się z nimi. Harmag powiedział-Nie ma się, czym przejmować. Odpowiednie służby się tym zajmą a my chodźmy. Wszyscy poszli prosto do miasta do jego centrum. Weszli do kamiennej budowli i schodzili po jej schodach. Po około 100 stopniach byli na miejscu. Był tam ogromny okrągły stół. Dookoła były ściany z szarego kamienia, a także wiele ksiąg. Były poukładane jedna na drugiej w kilkunastu rządkach. Kilka ksiąg było zakurzonych, lecz reszta nie, ponieważ były one wciąż używane do nauki czarów. W tym miejscu przesiedział wiele lat Harmag studiując każdą technikę, każdy rodzaj białej magii. Teraz odżyły w nim na nowo wspomnienia o tym, lecz nic nie powiedział, ale podszedł do ukrytego przejścia. Popatrzył przez chwilę na mur, a on zaczął zmieniać barwę. Stawał się raczej być bez barwy, stał się przezroczysty i w końcu go nie było. Było przed nimi kolejne zejście. Po zejściu schodami, które zdawały się nie kończyć, znaleźli się w dziwnym miejscu. Wszystko było białe. Niebo, ziemia, cały horyzont i nie było tu nic więcej. Harmag zrobił ruch ręką i nagle przed nimi pojawiły się trzy fotele i księga, która wyglądała na starą i zniszczoną. Harmag i Bratmir usiedli na fotelach, a Lucjusz podniósł księgę mocą. Lucjusz potrafił czary, które przenosiły róże przedmioty, lecz nie umiał czegoś stworzyć tak jak potrafiło wielu magów. Stworzy coś z niczego. Umiał zamieniać jedną rzecz w drugą na przykład kamień w jedzenie, lecz nie uszył się techniki czarów, która umie stworzyć coś z niczego. Myślał często, że to niepotrzebne, nieprzydatne, po co to, komu. Dziś miało się okazać, że będzie mógł tego doświadczyć. Już po pierwszej próbie, udało mu się, lecz to nie był koniec nauk. Musiał uczynić wiele powtórzeń, które zalecił mu Harmag. Po stworzeniu wielu rzeczy: drewna, ognia, wody, ziemi, wiatru, żelaza, kamienia, różnej broni, ksiąg, papieru, i wielu innych przedmiotów codziennego użytku aż po artefakty. Lecz te nie były jeszcze przepojone mocą i magią. Było to tylko próbne artefakty. Po tej nauce, Lucjusz był zmęczony, lecz zadowolony. Widział, że czegoś się nauczył i to szybko, ponieważ rzadko się zdarzało, że w tej magii ktoś mógł po pierwszym razie tak czarować. Najczęściej młodzi adepci uczyli się jej latami, a on tylko parę chwil. Po wypowiedzeniu zaklęcia stworzył rzecz, której nie było, a teraz już była. Lucjusz był zadowolony jeszcze z tego, że poznał wiele innych ciekawych zaklęć z tej księgi a było ich około setki może więcej. Księga ta była zrodzona z białej magii, więc Harmag nie obawiał się o to, że jego uczeń uczy się także innych zaklęć. Jednak po zakończeniu nauki zabrał księgę Lucjuszowi i powiedział, że może nadal się z niej uczyć. Zrobił ruch ręką i skopiowana księga był w drugiej dłoni. Pierwszą i oryginalną schował do kieszeni, lecz po chwili ją wyjął by zniknęła mu z rąk. Odesłał ją, teleportował do miejsca, z którego ją wyczarował. Po tej nauce, która trwała kilka godzin, udali się ponownie po schodach do miast. Gdy byli już w nim jeden z magów-strażników tego miasta poinformował ich, że inne miasto potrzebuje pomocy. Okazało się, że czarodzieje z miasta Czarawa znów rozpoczęli atak. Ich pierwszym celem okazał się mag Lewinar, który mieszkał w mieście Okolnica. Był on jednym z lepszych magów, oraz zbierał informacje o czarnoksiężnikach z miasta Czarawa. Nic dziwnego, że był pierwszym celem po Harmagu. Nie możemy zapomnieć, że tak zaczyna się opowieść: Atakiem trzech złych na jednego z najpotężniejszych magów wszech czasów. Harmag, Lucjusz i Bratmir mieli teraz inne zadanie. Ruszyli natychmiast na pomoc do miasta Okolnica by ratować miasto i maga. Ich podróż była zadziwiająca, ponieważ po teleportacji z miasta Kamian lecieli szybując jak ptaki aż dotarli do celu. Miasto Okolnica było w ogniu bitwy. Jego mury były w ogniu, lecz nie trwało to długo. Gdy tylko przybyli, Lucjusz dostał kolejne zadanie, naukę, aby ocalić ludzi w mieście. Mag Lewinar bardzo dobrze sobie radził, lecz gdy zużył moc w połowie musiał się ratować ukryciem. Stał się niewidzialny, ponieważ ukrył się w chmurach wysoko nad ziemią. Gdy przybyli Bratmir, Harmag i Lucjusz ukazał im się od razu. Dziękował, że przybyli, a następnie obserwował jak Lucjusz, radzi sobie z ze złymi czarodziejami. Nowy uczeń Harmaga był bardzo zdolny i przepojony mocą walki. Szybko ugasił pożar w mieście i złapał czarnoksiężników. Tylko jeden z nich, a było ich około 30, walczył do końca, aż został zmęczony przez Lucjusza. W momencie, gdy Lucjusz chciał zabić swego wroga, Harmag powstrzymał go i kazał puścić wolno tego czarnoksiężnika. Jednak w tym momencie Harmag się pomylił i czarnoksiężnik wykonał ostateczny atak, który był stanie jeszcze popełnić Był to atak samobójczy, energia jego rozsadzała wszystko wokół, przypominało to wybuch bomby. Nasi magowie zostali teleportowani na odpowiednią odległość, przed wybuchem. Oczywiście Harmag zawsze jest gotowy na ocalenie siebie i swoich przyjaciół. Teraz mogli porozmawiać już ze starym magiem. Lewinar też chciał rozmawiać i przekazać parę informacji na temat czarnoksiężników i ich celów. Udało mu się dużo dowiedzieć z ksiąg znalezionych w tym mieście. Miasto Okolnica posiadało też wiele starych czarnoksiężników, którzy wrócili na stronę dobra. Oni też przekazali parę cennych informacji. Mag Lewinar zaprosił swych wybawicieli do swej siedziby w tym mieście. Miasto to był bardzo rozbudowane, lecz ucierpiało przez ataki złych. Jednak magia paru czarodzieji w kilka chwil naprawiła wszystko. Lewinar opadał w dół a za nim jego goście. Bardzo blisko znajdowała się jego siedziba, ponieważ była na wysokiej wieży. Więcej, więc szybowali w poziomi niż opadali pionie. Po wylądowaniu Lewinar przygotował wszystkim napoje, fotele, oraz jakieś ciasteczka i inne słodkości, Lewinar bardzo lubił słodkie rzeczy, zawsze coś jadł słodkiego. Rzadko można było dostrzec by jadł inne potrawy. Goście poczęstowali się przygotowanymi słodkościami oraz ugasili pragnienie. Po chwili zaczęli rozmowę. Była ona o czarodziejach i ich czarnych zaklęciach, o mieście Czarawa. Dokładnych szczegółów wam nie mogę podać, bo ich jeszcze nie znam.Może ktoś z was będzie je znał. Jeśli tka, dajcie mi znać. Teraz wróćmy do naszej opowieści i przygody. Po kilku uwagach maga Lewinara o technice walki Lucjusza wszyscy zaczęli przygotowania do dalszej podróży. Lewinar był jej powodem Zdradził im ważną rzecz odnośnie złych czarodzieji. Wiedział gdzie mają nową bazę, oprócz miasta Czarawa. Było to miejsce bardzo dziwne, lecz o tym później. Było miejscem strasznym już tylko z tego powodu, że byli tam właśnie ci źli czarodziej. Sam Lewinar jednak niewiele wiedział o tym miejscu. Wiedział jak tam trafić. Była to długa podróż, dlatego wcześniej musieli się dobrze przygotować. Miejsce to było położone gdzieś między wielkimi kanionami. Harmag musiał tam wyruszyć, aby zniszczyć nową bazę złych. Nie mógł pozwolić, aby moc złych się zwiększyła. Większa liczba ochotników, to nowe miejsca takie jak ta baza, aby walczyć po stronie zła.


Ciąg dalszy nastąpi.

Miłość

Każdy jej pragnie lub każdy o niej coś słyszał. Bo nie mogę mówić ostatecznie za wszystkich że każdy jej pragnie. Raczej nie bo są Ci którzy mają jej już dość. Ja akurat mam teraz wielką ochotę na nią. Poznałem w końcu pewną piękną, młodą dziewczynę. Ale wrócę teraz do tematu miłości. Jak często nas cieszy i smuci. Miłość dwojga ludzi, ona i on są w sobie zakochani. Mają siebie na tym świecie i mogą się do siebie uśmiechać, patrzeć na siebie, po prostu być ze sobą. Rozmowa i obecność tej drugiej osoby tak jest potrzebna. Dlaczego? Tak już to jest. Przecież całe życie jest ktoś koło nas. Żyjemy wśród ludzi a więc można by powiedzieć że to logiczne. Ta radość i niepokój. Uczucia towarzyszące miłości. Jak widzę inne pary to cieszę z nimi. Idą razem trzymając się za ręce. Nie widzą nic poza sobą. Nie mogą się na niczym innym skupić. Tu zakończę.

czwartek, 31 grudnia 2009

Pierwszy tekst

Właśnie teraz 31 grudnia ostatniego dnia tego roku jest pierwszy dzień mojej stronki. Właśnie teraz piszę pierwszy tekst na mojej stronce i kto wie gdzie mnie to zaprowadzi. Jak długo tu będę, co tu znajdę, kogo znajdę? Zobaczymy. No i nie wiem co pisać. Może jednak wiem. Właśnie teraz słyszę muzykę z radia internetowego , właśnie teraz moje palce stukają o klawisze klawiatury aby zaistniał ten tekst , właśnie teraz poprawiłem błąd , właśnie teraz miliony ludzi na całym świecie coś czyta. Kilka milionów coś pisze , kilka milionów przerwało jakieś zajęcie aby pomyśleć o czymś. Czasem takie teksty właśnie mnie ciekawią.A czy ty teraz kiedy czytasz ten tekst i mrugając oczami, oddychasz swoimi płucami jesteś w krainie ciekawości świata? Mam taką nadzieję. Małą ale jest. Czy będzie za chwilę parę osób które wejdą na tą stronkę? Pewnie tak ale czy tych osób będzie przybywać? Czy będą czekać na dalsze teksty? Pisane moją ręką, moją myślą, moją finezją, moją wyobraźnią, logiką, moim doświadczeniem. Czy aby na pewno nie ma tu jakiegoś szaleństwa? A może wręcz przeciwnie jest wielka szansa. Wielka wygrana, która da wiele radości i spełnienia. Na tym bym zakończył i nie pisał dalej. No to cześć.